Sylwester w Sydney to najlepszy pomysł na powitanie Nowego Roku upside down
Atmosfera wakacyjna na antypodach powoduje, że myślenie o Nowym Roku pojawia się tutaj dopiero w dniu 31 grudnia i to głównie za sprawą turystów. Między świętami, a Nowym Rokiem Sydnejczycy niewiele przejmują się pracą, niespiesznie krążą w swoich flipflopach między Coogee a Bondi, a czasem wsiądą na prom by popłynąć do Manly.
Równo rok temu w grudniu i na początku stycznia Sydney dopadła deszczowa pogoda – zjawisko raczej niezwykłe jak na tę porę roku – zdegustowani turyści łapali się różnych zajęć, aby wydane pieniądze nie okazały się stracone. Tłumy przewalały się więc przez skądinąd atrakcyjne Zoo Taronga (z widokiem na Operę).
Szczęśliwcy, którzy dopadli ostatnie miejsca w Sydney Opera House oglądali przeróżne przedstawienia od kiczowatego Blanc de Blanc, gdzie golizna gra pierwsze skrzypce po raczej poważne La Boheme. Jak co roku do portu zawinęły wtedy gigantyczne hotele pływające. Wypluły z siebie kilka tysięcy żądnych słońca Amerykanów – na Circular Quay już w pierwszy dzień tej wizyty zabrakło parasoli … .
Skąd obserwować pokaz sztucznych ogni w Sydney?
31 grudnia, a w zasadzie już 30 grudnia rozpoczęło się oblężenie miasta, a przynajmniej tych miejsc, które w perspektywie sylwestrowej nocy dają najlepszy widok na wydarzenie.
Mrs Macquarie’s Chair, z którego widać Sydney Skyline oraz Operę i Harbor Bridge okupowany jest zwykle przez fotografów i bacpakersów. Ci drudzy upodobali sobie również wzgórze za mostem – McMahons point.
Niektórzy rozbili tam namioty, a policja przymknęła w tym dniu oko na nielegalne biwakowanie. Oczekiwanie na jeden z najbardziej widowiskowych pokazów sztucznych ogni na świecie polega w dużej mierze na trzymaniu dogodnego widokowo miejsca przez cały dzień. Przestąpienie z nogi na nogę może kosztować utratę pozycji na rzecz sprytnego Chińczyka, czy udającego „nierozumienie” człowieka Hindu. W tym samym jednak czasie uprzywilejowani pasażerowie jachtów (za sprawą rodziny w Sydney i nam się udało) paradują po sydnejskim Harbour zatrzymując się w licznych zatoczkach na orzeźwiającą kąpiel (woda o tej porze roku wciąż nie ma upragnionych 26 stopni).
Kursowanie tam i z powrotem przed operą i pod mostem pozwala na obserwację przewalających się tłumów oraz pokazu poziomu wyszkolenia portowej straży pożarnej. Los Bomberos:) sikają ze statków gaśniczych na prawo i lewo ku uciesze gawiedzi. Żaden fotograf, który poważnie myśli o fajerwerkowych ujęciach, nie pogardzi świetnym miejscem jakim jest oczywiście Cremorne Point. Sydnejska impreza ma swoich uprzywilejowanych obserwatorów. Należą do nich mieszkańcy hoteli Park Hyatt, Shangri-La, Four Seasons i kilku innych, których okna wychodzą na Sydney Opera House i Harbour Bridge.
Pokaz sztucznych ogni w Harbour Sydney
Ruch zamiera w godzinach wieczornych. Skipperzy mają obowiązek zakotwiczenia w wyznaczonych miejscach – de facto za wyjątkiem tych, którzy posiadają specjalne zezwolenia, powinni zatrzymać się na boi w miejscu macierzystym. Nasz kapitan zakotwiczyl vis a vis Woolwich i zarządził przygotowania do imprezy. Pokazy sztucznych ogni w Sydney mają swoją długa tradycję. Mer miasta dba w nich także o przyszłych wyborców. Stąd główny pokaz poprzedzony jest widowiskiem dla dzieci. O 21:00 następuje więc pierwsze odpalenie – przedsmak tego co będzie się działo o północy. Zaraz po nim najmłodsi mogą podziwiać paradę jachtów, czyli Harbour of Light Parade. Przystrojone girlandami świateł płyną między wyspą kozią (Goat Island) a Cockatoo Island. Najważniejszym wydarzeniem jest oczywiście pokaz sztucznych ogni o północy. W 2015 roku zobaczyło go na żywo 1,6 mln osób, a budżet wydarzenia wyniósł ponad 7 mld USD. Pokaz w tym roku (2016) ma być po raz pierwszy streamowany na urządzenia mobilne. Niezaprzeczalnym plusem świętowania Nowego Roku w Sydney jest to, że de facto szampana można otwierać co godzinę – łącząc się z przyjaciółmi rozsianymi po świecie. Takie świętowanie kończy się więc późnym wieczorem 1 stycznia po wypiciu lampki za tych co na Hawajach!:).